Archiwum 12 lutego 2023


.....
12 lutego 2023, 19:55

J...

Zaczęło się tak...

Dawno, dawno temu za gorami, za lasami, za siedmioma rzekami urodzila sie pewna dziewczynka. Wiem, ze byla wyczekiwaną damską istotką, gdyż w jej domu byli juz dwaj chłopcy. Urodzila sie pusta, czysta, nie byla wypelniona żadnymi toksynami, kłamstawmi w srodku. Żyla, dorastała w domu pełnym miłości, gdzie uczono szacunku do drugiego człowieka, choć czasami miała nakładane jakieś warstwy, ktore za cholere jej nie pasowały na co dzień...Więc uciekała do swojego zamkniętego pokoju i tworzyla tam swoje opowiadania, jak według niej powinien wygladać świat w ktorym żyje...Bardzo nie lubila porównywać sie do innych ludzi, ale tak było, ze i czasem ją to dopadło...Najbardziej porównywała sie do dwóch starszych braci, którzy byli bardzo hojnie obdarowani talentami, a jej zostawalo tylko pisanie... jeden starszy brat zawsze miał duzą wiedze o wszystkim, co w jakims stopniu bardzo imponowało, gdzie nic a nic nie spedzal czasu na nauce, a mimo to uzyskiwał super oceny, drugi natomiast tworzył przepiekne obrazy, malunki na które patrzyła jakby z wewnętrzną zazdrością, dlaczego ja tak nie umiem? Z biegiem czasu widze, że czuła sie obok nich tak bardzo zwyczajnie, poniewża brak było jakiejs nadprzyrodzonej mocy.

Wiedziała natomiast, ze ma głowę pełną marzeń i serce gorące, które pragnie tylko żyć w spokoju i w totalnej prawdzie samej ze sobą. Z biegiem lat obserwując wszystko i wszystkich zdała sobie sprawe, ze życie to jest jedno wielkie marzenie, sen i jesli zrobi sie kreatorem, artystą swojego marzenia, wowczas namaluje najpiekniejszy ,obraz jaki tylko moze istniec. Nie do końca było tak łatwo...

Zycie...

Nie zawsze wszystko było kolorowe, choć tak bardzo lubila kolory...

Stanięcie oko w oko z prawdą...Przez wiele lat zgadzała sie na to co dostawała od życia, bo nie wiedziała, że może być inaczej, godziła się na ból, był dla niej normą, przywykła do tego, więc nie widziała, że oprócz szarych deszczowych kolorów za zakrętem jest piękna tęcza. Przez długi czas żyła w bańce mydlanej, do której nie dopuszczała świata zewnętrznego. Może nikt nigdy nie pomógl jej w znalezieniu własnej wartości, tego kim byla. Zdarzenia, słowa, ktore w życiu doswiadczyla i usłyszała zostały zinterpretowane przez jej własny umysł i stworzyly sie pewne wierzenia, przesądy, przez co stała sie ich niewolnikiem. Jej mózg został tak zaprogramowany, ze uwierzyła, ze nie ma nic wiecej...Wierzyła, że trzeba żyć tak, a nie inaczej, że tak wypada, a tak nie...Spała...spala we własnym śnie, choć głęboko w sercu wiedziała, ze jest zbuntowanym pustelnikiem, ale cholernie bała się to powiedzieć na głos. Żyła w więzieniu przekonań, które zostaly jej przekazane z zewnątrz...Do czasu...

Napięcia w ciele pokazywały jej, że coś jest nie ok, choroby... nie zwracala na to uwagi, ale w koncu zaczela sie temu przyglądać. Zaczęła kolegować się ze swoim ciałem i słuchać co ma jej do powiedzenia. Przerożne krzyki i zdarzenia zostawiły ślad w jej psychice tak samo i w ciele. Minęlo wiele lat, jak nosiła te napięcia w ciele, w koncu stały się one normą, nauczyla się z tym żyć...Nosila w sobie nieprawdopodobnie dużo, nie zwracała na to uwagi, gdyż to było już tak długo, że stalo się nią. Glównie chodziło o umysł. Pewnego ranka obudziły ją promyki słonca, chciala na głos powiedzieć, co wszystko czuje,myśli, chciała aby ktoś ją uslyszał...Uslyszała sama siebie...Obudziła się...

Tego dnia wiedziała, ze tak nie musi być, nie chciala zgadzać się juz na cierpienie, na szarość, na poniżanie, na ból, wiedziała, ze ma tak dużo w sobie dziecka, szczęśliwego i prawdziwego dziecka i juz tak bardzo chce tak życ. W prawdzie... w prawdzie, której jej jest doskonale, nie koniecznie musialo to komus odpowiadać, wiedziała, że słyszy siebie bardzo dobrze i tak dalej chce życ...Czy widziała świat takim jaki jest? Czy widziała siebie taką jaką jest? Stwierdziła, ze nie może siebie zobaczyć. Widziała świat zniekształcony, widziała go przez pryzmat wierzen, te wierzenia zniekształciły jej to na co patrzyła, to z tego powodu dwie osoby patrząc na ten sam obraz odbiorą go zupełnie inaczej, a obraz jest jeden i ciągle ten sam. Jej perspektywa zniekształcała to na co patrzyła, czyli zniekształcala jej życie, inaczej mówiąc jej perspektywa ją ograniczala. Jednak cos tam było...to byla Wolność, tam czekało na nią życie, tam było coś czego szukała. Umysł. Umysł ją ograniczał i zdała sobie sprawę, żę szczęście to kwestia jej wyboru. To ona wybrala trzymanie się bólu, żalu, sprzeczek, złości, a nie szczęścia. Robiła to nieswiadomie, dopóki nie obudziły ją promyki słonca. Chciała cierpieć, bo utorzsamialo ją ze swoja perspektywą...co mogla osiągnąć, a co nie, na co zaslugiwała, a na co nie? Dokąd mogla dojść, a dokąd nie? Ile była wart, a ile nie? W koncu zaczęła sie zastanawiać co jest poza indywidualną perspektywą...Tam musialo coś być...Tam byla Wolność i to było dostępne dla wszystkich. Przebudzenie to nowy początek życia...Zycia z innym podejsciem, zycia z innym patrzeniem, życia pelne radosci bez wzgledu na to ile mam i w jakim miejscu jestem. Jednego dnia wzięla odpowiedzialność za swoje cierpienie, nie zrzucała tego nigdy na kogoś...Ona była Panem swojego losu, wiedziała, ze sama kreuje swoją rzeczywistość.

Wiedziała, ze ludzie nie są swiadomi, więc krzywdzą innych, wiedziała, ze jesli nie zadba o siebie, to będzie robic dokladnie to samo, bardzo tego nie chciała, ale wiedziała ze sama w sobie ma moc, ze ma siłe wziąć odpowiedzialnosc za swoje zycie. Nie urodziła się po to aby cierpieć, wiedziała, ze jesli ktos tak ma, to jest tylko to jego wybór. Wiedziała, ze jesli widzi swiat jako zły, to nie świat jest do uzdrowienia, ale ona sama. Jej perspektywa świata jest do uzdrowienia, a nie świat.

W koncu zaczęła patrzeć na świat i go kochać, zaczęła widziec w nim siebie, zaczęła widzieć mase mozliwosci i tego czego może dokonać. Zrobiła się antyspołeczna i nie dlatego, że nie lubiła przebywac obok ludzi, bo lubila, ale dlatego, ze zaczeła zauwazać, że całe społeczenstwo śpi.

Sama uwierzyła, że może, uwierzyła kim jest, uwierzyła, że może wszystko, a nic nie musi. Uwierzyła, że jest i nic więcej sie nie liczyło. Zaczęła patrzeć na siebie tak, jak pierwszego dnia przyszla na świat, gdzie była napelniona nieograniczonym potencjalem, jej umysł stal się nadajnikiem i odbiornikiem. Przypomniała sobie, że ma super moce,jak jej bracia, że ma niesamowity umysł, który generuje wiele rzeczy i które można nazwać "cudami".  Zaczęla się tych cudów uczyć na nowo, otworzyła się na to co zaczęlo do niej przychodzić. Zaczęła wierzyć, że jej niemożliwe staje się możliwym...Że jest nieograniczonym potencjalem. Zaczęla każdy dzien przeżywać tak jakby dopiero co się urodziła. Tak bylo ona się urodziła na nowo... Zadała sobie mase pytań, co lubi, co sprawia jej przyjemność, czego nie lubi? Co ją ogranicza? Co wkurza? Zaczęła zauważac, że im mniej ma na zwenątrz tym wiecej ma w sobie. Stąd świadomie zrezygnowała z dóbr materialnych, które byly tylko zagłuszaczami ją samą w sobie. Zaczęla korzystać z minimum technologii, tylko dlatego, gdyż to za mocno zakłocało jej umysł i nie mogła się skupić na swojej wewnętrznej prawdzie. Kiedy usunęła wszystko, co niepotrzebne, dostrzegła nowe perspektywy, a podstawowe czynności, takie jak ubieranie, jedzenie, spanie zyskaly inny głębszy sens. Nie chodziło jej o dążenie do doskonałości, ale o wzbogacenie życia. Obfitość nie uczyło jej wdzięku i elegancji. Niszczylo duszę i pozbawiało wolność. Zauważyła, ze prostota rozwiązywała wiele problemów. Mając mało rzeczy materialnych,technologicznych i żyjąc w prawdzie ze sobą, wiecej poswiecala czas swojemu ciału i umysłowi. Nauczyła się wyrzucać ludzi,rzeczy oraz wydarzenia ze spokojem, ale stanowczo. Zobaczyła również, że wiele rzeczy jest zupełnie niepotrzebnych, ale dotarło to do niej dopiero w chwili, gdy je utraciła. Używała ich, ponieważ kupiła je pewnego dnia, a nie dlatego, że były niezbędne. Stwierdziła, że bogactwem człowieka są rzeczy, bez których może się obejść...Zaczęla więcej widzieć siebie w sobie i to było piękne, najpiekniejsze odkrycie, które przez wiele lat było przysłaniane wieloma warstwami, które stworzyli rodzice, szkoła, partner, religia, całe społeczenstwo. Patrzyła na swoje życie z większą przenikliwością. Zatrzymywała się na moment i zastanawiała nad tym wszystkim, co może zrobić, aby ułatwić sobie życie? Zaczęla się rozwijać dopiero wtedy, gdy nie zaprzątała głowy sprawami materialnymi. Ciało jest jej mieszkaniem dla ducha, tak jak dom jest schronieniem dla ciała. Dusza powinna być wolna, by mogła się rozwijać. Każdy z posiadanych przez nią przedmiotów przypomina, że nie potrzebuje niczego poza nim i że to jego użyteczność czyni go tak cennym. Bez niego właściwie nie moglaby funkcjonować. Jak się tego nauczyła? Życie ją tego nauczyło i sytuacja, która pokazała, aby być przygotowanym na to, by mogła w ciągu kilku sekund opuścić swój dom z niemal pustymi rękoma...I tak to się zaczęło...

:)

 

https://www.youtube.com/watch?v=aHjpOzsQ9YI